I wizyta w Holandii. Dzień siódmy - 16.06.2012
- sobota
Ranek z siarczystą
ulewą lecz Els nie bacząc na to zabiera nas samochodem na wyprawę. Jedziemy
autostradą do Emmeloord /Noord Oostpolder - połączenie z Flevoland mostem,
gdzie odbieramy pozostałych uczestników. Razem jest nas 9 osób. Jedziemy do Blokzijl.
Przejeżdżamy przez tereny rolnicze; niewyobrażalnie ogromne pola ziemniaków i
cebuli. Tereny wydarte morzu, depresja około 6 metrów – zupełnie się tego nie
odczuwa. Ten polder słynie również z uprawy tulipanów na cebulki lecz teraz już
tego nie widać, jesteśmy po przekwitnięciu. Zieleń, płasko, rowy melioracyjne.
Mijamy typowe holenderskie zagrody – niewielkie w stosunku do pól uprawnych.
Krótki postój w Blokzijl
na kawę obok śluzy, gdzie obserwujemy bardzo sprawny ruch jachtów i innych
łódek w obie strony. Jeden człowiek obsługuje śluzę i znajdujący się w
niewielkiej odległości most zwodzony. Każdy zna tutaj swoje miejsce i przeprawa
idzie perfekcyjnie. Ciekawe dla mnie jest to, że woda jest wszędzie; obok
kawiarni, obok ulicy, obok sklepu i obok
miniaturowych domków mieszkalnych /jak
na ogół duzi Holendrzy mieszczą się w tych domkach ?/.Porty z jachtami znajdują
się w środku miasta. Holendrzy żyją obok wody i na wodzie.
Dalej kierujemy się na
Fryzję, gdzie krajobraz z rolniczego przechodzi w pastwiska. Duże stada
krów, gdzieniegdzie piękne, czarne jak smoła konie fryzyjskie, owce, więcej
wody. Jedziemy drogą wzdłuż ogromnego jeziora Ijsselmeer, które dla mnie
wygląda jak morze – końca nie widać, kursujące ogromne statki, duże fale – raj
dla surferów i kolorowego sportu deska plus latawiec. Jezioro powstało po
wybudowaniu tamy zamykającej morze Północne. Początkowo woda była słona teraz
jest słodka.
Docieramy do Stavoren,
gdzie po krótkim spacerze po mieście, rozkładamy piknik nad wodą i w
towarzystwie wszędobylskich mew pałaszujemy lunch /kanapki, soki, sery, sałatka
owocowa/ przygotowany oczywiście przez niezawodną Els.
Dalej zatrzymujemy się
we wsi Hindeloopen. Określenie wieś w Holandii należy tłumaczyć jako
małe miasteczko, ponieważ wsi holenderskiej nie można przyrównać do naszych.
Hindeloopen słynie z malowanych sprzętów domowych w charakterystyczne kwiatki.
Właściwie wszystko, co zrobione jest z drewna to jest pomalowane: skrzynie,
meble, inne sprzęty domowe, misy, pudełeczka itp. I może dlatego tak dużo
galerii artystycznych oraz antykwariatów znajduje się tutaj.
Zatrzymujemy się w Workum,
w mieście znanym z wyścigu łyżwiarskiego przebiegającego przez 11 miast. Nikt
nie wie dlaczego ta tradycja powstała, ale jest znana od 1763 roku. Wyścig jest
słynny nie tylko we Fryzji ale w całej Holandii, a nawet i świecie. Wyścig przez
11 miast przybiera też inne formy w zależności od pory roku; piesze wędrówki,
rajdy rowerowe, rolkowe, konne, motorowe, samochodowe oraz kajakowe.
Workum charakteryzuje się długą ulicą zabudowaną domkami po obu stronach, ciekawe jest to, że ulica ta była kiedyś drogą wodną. Na przykościelnym cmentarzu nagrobki poległych w II wojnie światowej żołnierzy kanadyjskich.
Workum charakteryzuje się długą ulicą zabudowaną domkami po obu stronach, ciekawe jest to, że ulica ta była kiedyś drogą wodną. Na przykościelnym cmentarzu nagrobki poległych w II wojnie światowej żołnierzy kanadyjskich.
Docieramy do tamy Afsluitdijk
odgradzającej Morze Północne. Wybudowano ją w latach 1927-1933. Więcej napiszę o niej po powrocie do Polski, bo to
historia na oddzielne opowiadanie.
Jedziemy drugą stroną
jeziora Ijsselmeer do Enkhuizen bogatego średniowiecznego miasta.
Przejazd następną
tamą do Lelystad, dalej Almere. Na kampingu jesteśmy o godz.19.30
A to trasa naszej wycieczki.
A to trasa naszej wycieczki.
Ale tam u Was bajkowo!
OdpowiedzUsuń