I
wizyta w Holandii. Dzień szesnasty - 25.06.2012 – poniedziałek
Godzina 8.00 start. Jedziemy do KRAGGENBURG, gdzie
znajduje się hotel, w którym mieszkają
pracownicy z Polski i innych krajów, zatrudniani w okolicznych farmach. Na
miejscu spotykamy się ze stała „naszą’ grupę z ANBO oraz Lisbeth i Robem. Pani
prowadząca hotel mówi po polsku całkiem nieźle, więc przekazywane informacje łatwiej
do nas docierają. Aktualnie mieszka tutaj 140 osób, hotel jest zapełniony przez
okrągły rok.
Nigdy wcześniej nie byłam w tego typu hotelu pracowniczym,
ten robi bardzo dobre wrażenie. Duża sala rekreacyjna: stół do tenisa
stołowego, bieżnie i inne wyposażenie sportowe. Część mieszkalna składa się z
segmentów: 6 pokoi dwu i czteroosobowych / w 4-os. łóżka piętrowe/, prysznice,
ubikacja to na piętrze/ oraz dużego pokoju dziennego połączonego z kuchnią na parterze. Kuchnia
wyposażona w dwie duże lodówki, mikrofalówkę itp. Na dole jeszcze dodatkowe
ubikacje. Na zewnątrz budynku stoły i ławki i jak wszędzie w Holandii zadbane
trawniki i rabaty. Hotel jest odpłatny.
Problemy z Polakami – oczywiście nie generalizując-
alkohol, narkotyki, kłótnie między sobą i z innymi nacjami.
Aktualnie buduje się coraz więcej takich hoteli ponieważ pracownicy
ci są niezbędni przy pracach polowych na wyspecjalizowanych farmach. 90%
pracodawców jest zadowolona z pracy naszych rodaków.
Pracownicy polscy mają możliwość nauki języka holenderskiego
w pobliskiej wsi, nuka jest odpłatna 2,0 euro za lekcje – niestety tylko parę
osób jest zainteresowanych.
Następnie odwiedzamy dom opieki dziennej dla osób
starszych z problemami demencji, Alzhaimerem itp. prowadzony przez młode
małżeństwo.
Osoby chore od
godz.9.00 do 16.00 mają zapewnioną opiekę. Różni się ten dom od dotychczas
odwiedzanych tym, że chory ma nieograniczony kontakt ze zwierzętami i wykonuje
proste prace gospodarskie jak np. karmienie zwierząt, prace w ogrodzie czy też
pomoc w kuchni. Pomysłodawcy tego projektu zauważyli, że chorzy z terenów
wiejskich źle znoszą pobyt w domach opieki, nawet najlepiej wyposażonych, jeśli
nie mają możliwości wykonywania prac, które dawniej były ich codziennością. Trwa
rozbudowa ośrodka i przyszłościowo chorzy będą mogli również w nim zamieszkać na
stałe.
Jest to pomysł alternatywny w stosunku do dużych domów
opieki, które do tej pory wizytowaliśmy.
Na lunch jesteśmy zaproszeni całą grupą do Nelly.
Po lunchu czeka
nas duże wyzwanie: po pierwsze - prezentacja o polskiej kuchni, a potem
przygotowanie polskich potraw do degustacji. Dzień wcześniej lista potrzebnych
składników powędrowała do kucharza więc teraz ubrane w kuchenne fartuchy
maszerujemy do kuchni i przystępujemy do pracy.
Przygotowujemy żurek z jajkiem i ziemniakami na bazie
zakwasu przywiezionego z Polski oraz na deser ciasto z truskawkami i bitą
śmietaną.
Praca jest dobrze zorganizowana i po prezentacji, w
krótkim czasie nasi holenderscy przyjaciele mogą skosztować polskich smaków. Z
zadowoleniem obserwujemy jak szybko znika nasz żurek i jeszcze szybciej ciasto.
Równocześnie z degustacją prowadziłyśmy krótki kurs języka
polskiego, który również zakończył się sukcesem.
Było to już ostatnie spotkanie z członkami ANBO z
departamentu Noord-Oost Polder /NOP/. Rozstajemy się z żalem, ale obowiązki
wzywają nas do następnego departamentu Zeewolde.
Późno wieczorem
zmęczone, ale zadowolone wracamy do „De Eemhof”.
Henia i Wanda
Pomysł z fartuszkami z imionami kucharek - bezcenny ;)
OdpowiedzUsuńNapewno smakowało i czegoś nowego nauczyli się od nas bo kuchnia polska jest najlepsza.
OdpowiedzUsuńNie ma jak obiad u babci. Zocha P.