środa, 5 września 2012

Jak wolontariat to wolontariat


05. 09 środa
 Zapiski podczas śniadania przed wyjazdem do Almere.

Od rana korzystam z translatora Google, już nie są nam obce angielskie słowa:  enduro, plug in the bath, surviwal school, unfortunately, campsite. Lis chciała z nami dzisiaj na temat naszego locum porozmawiać, to musimy się trochę przygotować. Wymienione słowa rzadko się spotyka na podstawowych kursach języka angielskiego. Człowiek musi się uczyć całe życie, żeby jako tako przetrwać…( wczoraj kupiliśmy sobie (tanie!) dwa białe ręczniki w supermarkecie, nasze przywiezione z Polski (przyzwyczajenie demoludowe) straciły trochę swoją ważność, a w przydatność szaroburych ręczników dostarczanych do wspólnej dla sześciu osób łazienki trochę ośmielamy się wątpić ( no mamy takie zboczenie i już, sorry )
 Podziwiamy codziennie koleje holenderskie, nawet nie sprawdzamy o której odjedzie pociąg do Woerden , następny jest za chwilę. Po powrocie wczoraj z Woerden (siedziba ANBO)                               pomyślałem, że w  jednej kuchni przeznaczonej dla kilku nieznajomych sobie osób, trudno ugotować wszystkim obiad w zbliżonym czasie ( a wpierw wyszarpać składniki z przyciasnej lodówki), każdy chce mieć dostęp do kuchenki właśnie o 19.00, koleżanki studentki coś szybko sobie przygotowują i wychodzą poza „obejście” zjeść kolację, Jasia robi sałatkę, ja próbuję usmażyć kawałek mięsa (mięso będzie twarde niestety), jemy w jadalni-sypialni gospodarza domu a w kuchni pitrasi kolega student holenderski, za chwilę wraca z pracy kolega student-chwilowo robotnik niemiecki na budowie w Holandii. Dzisiaj sympatyczny gospodarz zameldował że wybywa z domu na noc,  świetnie bo będę mógł używać wieczorem swojego laptopa w jadalni (a i opóźnienie w dostępie do porannego prysznica może się tylko zmniejszyć...bo do tej pory tylko się zwiększało) w której rozkłada na podłodze wieczorem swój materac do spania nasz przemiły gospodarz, rano wystarczy trochę poczekać aż pan Bed&Breakfast zwinie z podłogi swój majdan klasy Bed i jadalnia for Breakfast znów staje się ogólnie dostępna (jaka oszczędność , wow), mogę włączyć kompa i odrobić zadanie domowe, znaczy dokonać nowego wpisu na blogu, wrzucić jakieś foto na Facebooka, przygotować się do nowych światłych zadań wolontariackich, które bez wątpienia pozwolą nam na obalanie stereotypów, a przecież z tego powodu zdecydowaliśmy się oddać dobrej sprawie swój wolny czas i zapoznać się z pracowitym i niezwykle oszczędnym narodem holenderskim. Przedwczoraj w czynie społecznym- jak wolontariat to wolontariat- uczyłem przez trzy godziny naszego miłego Arie z Bed&Breakfast jak posługiwać się Skypem i Facebookiem. Uczenie i uczenie się przez całe życie to jest to z czym tu przyjechaliśmy.

5 komentarzy:

  1. Brawo Grześ i Jasia - jak widać Polak potrafi i w każdej sytuacji umie się odnaleźć, poradzić sobie i wyciągnąć coś dla siebie - nawet mniejsza znajomość obcego języka nie przeszkadza by nawiązać nowe znajomości i to wielokulturowe :) Stereotypy coraz bardziej obalacie - szkoda, że te "pozytywne" również. Jak widać Holandia to wcale nie taki wspaniały kraj dobrobytu, z takim Bed&Breakfast ostatni raz spotkałam się na Ukrainie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj rano nasz świetny gospodarz zgodził się ze mną że to nie Europa tylko Bangladesh ( nie wiem dlaczego zawsze się porównuje warunki bytowe do Bangladeshu, może jest tam fajnie?)

      Usuń
  2. Hej Grzegorzu - czytamy i podziwiamy - Wasze działania, umiejętność radzenia sobie i zapał - który widać zwłaszcza w pracy "po godzinach". Można Was dawać za przykład innym wolontariuszom - to co robicie pokazuje, że nie trzeba super znajomości języka czy nie wiadomo jakiego przygotowania by podróżować, poznawać nowe miejsca i ludzi i działać wolontariacko i to w każdym wieku! Dziękujemy za Wasze opisy i zdjęcia i czekamy na kolejne - każdy czytamy z dużą radością i zaciekawieniem. Pozdrawiamy z Krakowa - Kubuś i cała Akademijna drużyna!

    OdpowiedzUsuń
  3. ..ale ja dzięki Mikowi ja jestem przekonany że mój angielski jest świetny, jeżeli mnie rozumieją to mój angielski jest minimum dobry, a Jasia twierdzi że bardzo dobry, chyba będę robił kursy kopmuterowe w Eglish wersion w Krakowie albo może Bangladeshu ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochani Rodzice!
    To nie Bangladesz! To prawdziwy Meksyk :D Nie dajcie się! W domu czekają na Was 3 łazienki. Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń